Rano obudziłam sie dość wcześnie. Przez niebo przedzierały się pierwsze promyki słońca, które sygnalizowały, że zbliża sie wiosna.Przeciągając sie delikatnie zeszłam z łóżka. Udałam sie do łazienki, jednak nie mogłam się wykąpać, bo wszystkie rzeczy były popakowane jeszcze w pudła i torbach. Znalazłam torbę, którą wczoraj ze sobą przywiozłam i znalazłam w niej podstawowe przybory do mycia i wykonałam wcześniej zamierzone czynności. Po 40 minutach byłam gotowa, nie szukając juz ubrań w pudłach nałożyłam to, co było na wierzchu. Muszę przyznać, że wyglądałam całkiem fajnie. Zeszłam na dół i zaczęłam rozpakowywać nasze zakupy, albo pudła, które juz po części przewieźliśmy. Gdy niosłam pudło z ubraniami na górę Justin się obudził.
-Van! Co ty do cholery jasnej robisz?-krzyknął na mnie
-Niosę pudło, żeby nas rozpakować?-zapytałam ironicznie
-Ale nie możesz w takim stanie, zrozumiałaś ?-powiedział i rzucając pudło na ziemię mocno mnie przytulił.
Potem zaniósł je do naszej sypialni, gdzie ja rozpakowywałam ubrania, a on korzystał z prysznica. W pewnym momencie obudziła się Trish. Przebrałam jej pieluszkę i ubranka, po czym ją nakarmiłam i ułożyłam na łóżku, aby znów ją uśpi. Urok noworodków : jedzą i śpią. Gdy się podnosiłam Justin akurat wychodził z łazienki.
-To ja kochanie idę po kolejne pudła i łóżeczko. Dobrze?-zapytał
-No okej, czekam.
Dokończyłam rozpakowywanie poprzedniego pudła i dostałam następne. Więcej ubrań narazie nie wzięliśmy, dzisiaj po nie jedziemy. Razem z Justinem skręcałam łóżeczko dla Trish i wózek. Rozpakowaliśmy niektóre przybory małej, aby mieć je pod ręką. Spojrzałam na zegarek była już 11.
-Justin, jedziemy po nasze rzeczy do rodziców?-zapytałam
-No myślę, że już możemy. Ubierzesz ją?-zapytał
-Mhm..-odpowiedziałam i delikatnie ubrałam mojego maleńkiego skarbeńka. Na całe szczęście się nie obudziła i wsiedliśmy w Vana, po czym pojechaliśmy najpierw do Justina. Podróż trwała nieco ponad godzinę. Odkąd jest z nami Trish Justin poprawił swoją jazdę na drodze i bardziej uważa. Gdy tylko zajechaliśmy mój narzeczony wziął się od razu do roboty, jednak mi oczywiście nie pozwolił nic nosić, więc siedziałam i piłam herbetę z Pattie. Chwilkę później wszedł do pokoju zdyszany Justin, który wyniósł chyba z 30 kartonów.
-Wszystko.-powiedział
Zauważyłam w oczach Pattie łzy. Do tej pory Justin wprawdzie miał swój dom, jednak jak robił tylko krótkie wizyty w domu to zawsze spał tutaj, więc był dość emocjonalnie związany ze swoją mamą.
-Kochanie, mam nadzieję, że wzorowo zaopiekujesz się swoją rodziną. Matko, pamiętam jak ja Tobie zmieniałam pieluchy, a teraz jestem już babcią.-rozpłakała się
-Mamo, nie płacz. Taka jest kolej rzeczy. Kiedyś musiało to nastąpić. Mieszkamy od siebie niespełna 60 km, więc będziemy się odwiedzać. Ty możesz przyjechać też do nas. Damy radę, to tylko kwestia przyzwyczajenia. Kocham Cię i dziękuję Ci za wspaniałe wychowanie i wszystko czym mnie przez te 20 lat obdarzyłaś.-powiedział Justin, ja momentalnie się rozpłakałam
-Ja też Cię kocham. Valentina, nie płacz..-powiedziała Pattie i przytuliliśmy się wszyscy razem. Akurat obudziła się Trish, więc szybko ją przebrałam i czas było na nas. Pojechaliśmy 4 przecznicze dalej, gdzie znajdował się mój dom. Weszłam na posesję i przywitałam się z mamą, która akurat pieliła ogródek.
-Heej mamo!-krzyknęłam
-Witaj córciu.-odpowiedziała
-Gdzie maluchy?
-Tata się nimi w domu zajmuje. Jednak nastąpił ten czas, kiedy muszę pożegnać własną córkę.-uśmiechnęła się ciepło.
Podszedł do nas Justin z małą w nosidełku, która jak zwykle spała. Weszliśmy do domu, gdzie przywitałam sie ze słodko śpiącym rodzeństwem. Mój narzeczony jak zwykle nie pozwolił mi nosić cieżkich pudeł, których było około 23. Poszedł na górę, a ja siedziałam i rozmawiałam z rodzicami.
-Czujesz, że to ten jedyny?-zapytał tata
-Tato, co za pytanie. Oczywiście, że tak. Nikogo, niegdy tak nie kochałam jak Justina.
-Cieszę się, że podejmujesz już dorosłe decyzję.-powiedziała mama i uriniła łzę.
-Nie płacz mamo, wiedziałaś że to kiedyś nastanie. Jestem już dorosła i wiem, co robię i co jest dla mnie dobre. Obiecuję, że Cię nie zawiodę.
Przeprowadziłam z mamą bardzo szczerą rozmowę. Zajęła nam ona około godziny. Wtedy w salonie pojawił się Justin i powiedział, że skończył. Nasz samochód wypełniony był po brzegi. Dobrze, że kupił takiego busa. Mój narzeczony dosiadł się do nas i zrobiła mu moja mama kawę. Złapał mnie za rękę, czułam że się denerwuje, jednak nie wiedziałam czemu. W sumie mało obcował z moimi rodziciami i to może jest spowodowane tym. Uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego. Siedzieliśmy jeszcze tak chwilkę i o 17 postanowiliśmy wracać do domu. Podróż zajęła nam mniej więcej tyle samo, co rano. Gdy zajechaliśmy do domu wykapałam małą, nakarmiłam ją i położyłam spać w jej nowym łóżeczku. Usnęła jak suseł.
-Kochanie, co dzisiaj porobimy?-zapytałam
-W sumie nie wiem.-ruszył zabawnie brwiami
-Oj ty nie wiesz?-zasmiałam się.
-Dobra, mam plan na upojną noc we dwoje.-odpowiedział
-Ja teraz troszkę rozpakuje kartonów, dobrze?
-Pomogę Ci kochanie.-odpowiedział
Wzięliśmy sie za rozpakowywanie naszych kartonów, których była maasa. Około 22 ,kiedy już panad połowę rzeczy ustawiliśmy na wyznaczonych miejscach i ciuchy pochowaliśmy do garderoby poszliśmy się kąpać. Oczywiście razem. Wanna pełna wody i my dwójka wśród puchu piany, wtuleni w siebie. Rozumieliśmy się bez słów. Krótka inicjacja pozwoliła nam się odprężyć po dniu cieżkiej pracy. Wróciliśmy do swojego łóżka, wtuleni w siebie zasnęliśmy. Okoła 2 nad ranem Trish zaczęła płakać. Wstałam, po czym obudził się Justin. Mimo prób uspokajania jej nie przestawała płakać. Wystraszyłam się iwtedy nasunęła się myśl, że może dostała kolki. Ubrałam ją w ciepłe ciuszki, Justin energicznie ubrał się i ja też się ubrałam, po czym pojechaliśmy do najbliższego szpitala. Zabrali ją do zabiegowego, gdzie podali jej herbatkę koperkową i zrobili ciepły okład na brzuszek. Momentalnie płacz ustał niczym ręką odjął. Lekarz wypisał receptę na leki na kolkę, gdyby pojawiała się w kolejnych dniach. Ubrałam Trish z powrotem w ciuszki i wróciliśmy do domu, zakupując wypisany lek. Mała w drodze ze szpitala usnęła. Włożyłam ją do łóżeczka i usnęła. Ja i Justin także.
Rano obudziłam się dopiero o 11. Wycieczka nocna troszkę mnie wyczerpała. Ku mojemu zdziwieniu Justina już nie było w łóżku i Trish także. Zeszłam po cichu na dół i zobaczyłam, że mój narzeczony zmienia pieluszkę małej. Przyglądałam mu sie tak chwilkę. Nakarmił ją i ułożył ją sobie delikatnie na rękach i kołysając ją uśpił.
-Dzień dobry tatusiu.-pocałowałam go w policzek
-Hej mamusiu.-uśmiechnął się
-Idę zjeść śniadanie.-powiedziałam i wyszłam z salonu
-Na blacie w kuchni masz jeszcze ciepłe omlety. Smacznego.-usłyszałam jak podąża na górę zanieść małą.
-Dziękuję.-usmiechnęłam się pod nosem i poszłam pałaszować jedzenie. Po skończonym posiłku posprzątałąm w kuchni i wykonałam poranne rytułały. Po czym razem z Justinem skończyliśmy rozpakowywanie i urządzliśmy w pełni dom. Była godzina 13. Odebrałam pocztę i otworzyłam list z USC.
"Drodzy państwo,
zapraszamy w dniu dzisiejszym o godzinie 14 na podpisanie aktu urodzenia i meldunku dziecka o numerze pesel 13011452145."
-Kochanie, musimy jechać do urzędu.-powiedziałam do Justina.
-Zameldowanie?-zapytał
-Yhym.-odpowiedziałam
Poszłam na górę, gdzie ubrałam śpiącą Trish i włożyłam ją do nosidełka. Nałożyłam na siebie kurtkę i kozaki i pojechaliśmy załatwić juz ostatnie formalności. Po 10 minutach dojechaliśmy na miejsce. Weszliśmy do kancelarii, gdzie czekał na nas sympatyczny urzędnik - pan Smidt.
-Dzień dobry.-powiedział
-Witamy.-odpowiedzieliśmy jednocześnie i usiedliśmy na wskazanym miejscu
-A więc proces adopcji zakończył się i są już państwo prawnymi opiekunami dziewczynki. Był to oczywiście proces przyspieszony. Dzisiaj zawita w wasze progi pani kurator, która sprawdzi, jakie warunki oferują państwo dziecku.
-Dobrze.-uśmiechnęliśmy się
-Proszę złożyć tutaj pańskie podpisy.-powiedział urzędnik
-Dziękuję. To jest oryginał dla państwa, a kopię zachowujemy w urzędzie. Mam nadzieję, że będą państwo najlepszymi rodzicami dla dziewczynki.
-Dziękujemy również i dowidzenia.- wyszliśmy z Trish z urzędu.
Pojechaliśmy do centrum handlowego, gdzie kupiliśmy jedzenie w spożywczaku i potrzebne rzeczy dla maluszka. Najważniejszym zakupem były w tym momencie ciuszki i wózek. Kupiłam wózek 2in1 w delikatnym odcieniu pudrowego różu. W sklepie dziecięcym zrobiłam również zapas pieluszek i różnych artykułów potrzebnych do dbania o higienę. O godzinie 18 byliśmy w domu. Tuż po wejściu powitała nas pani kuratot.
-Wi.witam.-powiedziała
-Dzień dobry.-odpowiedzieliśmy zdezorientowani
-Pan Bieber? Jestem pana wielką fanka mogę autograf?-zapytała
-Przepraszam, ale przyszła pani tu w innym celu, prosze najpierw wykonać swoją pracę, a potem porozmawiamy o autografie.-powiedział
Kobieta fuknęła i rozejrzała sie po mieszkaniu, ja w tym czasie kołysałam na rekach małą.
-Hmm. Warunki bardzo dobre. Liczę na to, że sprawdzi się pan w roli ojca. -powiedziała , po czym Juss zrobił sobie z nią zdjęcie i dał autograf. Kuratorka wyszła z mieszkania i zostaliśmy sami. Justin skręcił wózek dla małej i ułożył w nim potrzebne materace i koce, abym mogła położyć tam małą. Włożyłam dziecko do wózka i bujałam je, aby usnęło.
-Kochanie, co robimy ze ślubem?-zapytał Justin
-Hmm, sama nie wiem. Musimy zacząć nad tym myśleć.-odpowiedziałam
-No dobrze, może zaczniemy dzisiaj, póki mała śpi?
-No dobrze, przyniosę notes.
Po kilku minutach znalazlam notes. Usiadłam obok mojego narzeczonego i razem zaczęliśmy dyskutować.
-Kochanie a co ty na to, żeby to było w pierwszą rocznicę naszego związku?-zapytałam
-Świetny pomysł. Ale nie będzie to ciężar dla Ciebie?-zapytał
-Myślę, że nie to dopiero 5 miesiąc się zacznie.-odpowiedziałam
-No to datę mamy ustaloną.-uśmiechnął się Bieber.
-O salę pojeździmy w następnym tygodniu, listę gości zrobimy jutro. Hmm, reszta wymaga więcej czasu, może jutro to dokończymy?-zapytałam
-No jasne, a teraz obejrzymy jakąś komedię.;)
Oglądaliśmy nudny film. W połowię odpłynełam w krainę Morfeusza, poczułam jedynie jakbym dryfowała po morzu pod ciepła powłoką.
*Oczami Justina*
Van usneła tuż po 21. Zaniosłem ją na górę i wykonałem telefon do Scootera, który był akurat na promocji w Paryżu z Carly Rea Jepsen. U niego była 16;)
Wybrałam jego numer i wykonałem połączenie.
-Halo?-usłyszałem głos w słuchawce.
-No siema stary. Co tam u Ciebie?-zapytałem
-Wszystko dobrze, a tam? Niedługo powrót w trasę.-słyszałem w jego głosie radość.
-Jakie niedługo półtora miesiąca jeszcze. Właśnie Scoot mam dla Ciebie nowinę.-powiedziałem
-No co tam się urodziło?-zapytał
-Hmm. Jeszcze sie nie urodziło, ale za 8 miesięcy to się wydarzy, ale mam jedno dziecko już mam.
-Hhahaha, Justin ile ty dzisiaj wypiłeś? Hahha, niezłe żarty.-śmiał się w niebogłosy
-Ale to nie żarty. Zaadoptowałem małą Trish i spodziewam się dziecka z Van.
-Justin?! Coś ty kurwa narobił? Ty jesteś normalny? Twoja kariera pójdzie w zapomnienie, bo małolaty nie leca już na zajętych...
-W dupie mam karierę, nie tylko pieniądze szczęście w zyciu dają. Zresztą one pierdolą wszelkie szyki społeczne i nie są mi w zupełnie doo niczego potrzebne.
-Pogadamy jak wrócę. Chcę Cię widzieć u mnie w studio jutro o 15. Zrozumiano?
-Tak taato. ;D
Rozłączyłem się i poszedłem na górę. Pomyślałem, że możebyśmy jutro urządzili kolację rodzinną. Całkiem ciekawy pomysł. Położyłem się spac i z przemysleniami zasnąłem.
Rano obudził mnie płac dziecka. Spojrzałem a przy łóżeczku już stała Valentina.
-Dzień dobry kochanie. Mamusia już jest przy Tobie. Tatuś też.-powiedziała i uśmiechnęła się do małej i równocześnie do mnie.
Przebrała małą i zeszła na dół ją nakarmić. Podążyłem za nią.
-Kochanie, co ty na to, żeby dzisiaj zaprosić rodziców?-zapytałem
-Ciekawy pomysł, zaraz zadzwonie do moich, a ty do swoich. -odpowiedziała
-Tata nie przyjedzie.-rzekłem smutno.
-Jak to nie? Justin jak się nie przełamiesz to nigdy nie bedziesz go dobrze znał.Wszystko było dobrze, już zaczynaliśmy się godzić, a Tobie znowu włączyła się bariera. Dlaczego? Przecież wspólne święta, był z nami w trasie. On w tym momencie zarówno jak ty cierpi, bo pewnie też boi się odezwać. Nie chce abyś osądził go po tym, że odzywa się do Ciebie, jak masz wielki sukces w kieszeni. Dla niego też to nie jest łatwe.Widziałam, jak przeżywa każde nasz spotkanie i widziałam w jego oczach nutkę nadzieji na to, że poprawią się nasze relacje. Naprawdę fo lubię.
-Dobrze, zadzwonię do niego.
*Oczami Valentiny*
-Hej mamo, dzisiaj zapraszam Was na kolację do nas. Musicie przyjechać.-powiedziałam
-Dobrze kochanie, tylko na którą?-dodała rodzicielka
-Na 18 i będziecie u nas spali.
Dogadałam się z mamą i rozłączyłam się. W tym samym czasie podszedł do mnie uśmiechnięty Justin.
-Przyjedzie. Powiedział, że będzie się bardzo cieszy na kolejne spotkanie.-cieszył się niczym dziecko.
-A mówiłam? To mi wierzyć nie chciałeś. Bierzemy się za sprzątanie i gotowanie póki mała śpi.
Ja podążyłam do kuchni, a Justin sprzątał cały dom, w sumie nie było dużo tego sprzątania, ale trzeba było nanieść generalne poprawki. Kupiliśmy odkurzcz, którego niemalże nie słychać, co ułatwiło mu odkurznie przy dziecku.
Potem przyszedł do kuchni, wziął obrus i zastawę stołową i nakrył stół. Poszedł do kwiaciarni, aby kupić jakieś kwiaty do ozdoby. Oczywiście były to czerwony róże. Rozsypał płatki po stole i bukiet wstawił do wazonu. Później razem ze mną gotował. O 17 poszliśmy się kapać. Przebrałam małą w sukieneczkę i ubrałam się w czerwoną za łydki sukienkę i zrobiłam dość mocny makijaż.
Justin założył ciemne jeansy i do tego białą koszulkę i marynarkę. Wyglądał jednocześnie dość elegancko i z klasą, ale także na luzie.
Wyłączyłam kurczaka, który właśnie skończył się piec i do drzwi zadzwonił dzwonek. Pojawili się w nich moi rodzice. Justin z małą w ramionach otworzył je.
-Dzień dobry Państwu. Zapraszamy dalej.- powiedział Justin i przywitał się z każdym
-Heej maamo, taato, dzieciaki;)-usmiechnęłam się i rzuciłam się im w ramiona.
-To dla Ciebie Justin.-podał tata mojemu narzeczonemu butelkę klasycznego wina, a mi przyniósł pralinki i kwiaty.
-Dziękujemy.-odrzekliśmy równocześnie
Rodzice byli pod wrażeniem naszego domu. Usiedli do stołu i w tym czasie zadzwonił dzwonek. Była to Pattie. Przywitaliśmy się z nią i równiez dostaliśmy od niej drobne upominki, jednak były zapakowane i nie chcieliśmy ich otwierać. Czekaliśmy jeszcze na Jeremiego wraz z rodzeństwem Jussa. Zjawili się 15 minut po 18.
-Cześć tato.-powiedział Justin, a w jego oczach pojawiły się łzy
-Witaj synu. Cieszę się, że znów mnie zaprosiłeś.-rzucili się sobie w ramiona.
-Tęskniłem.-powiedział Justin.
-Ja też.-otarł łzy Jeremy
-Tato, to moja piękna narzeczona, którą już znałeś, ale jako moją dziewczynę i nasza córka.-powiedział Justin.
-Miło Cię znów widzieć. Czyli zostałem dziadkiem, dlaczego nie zadzwoniliście?-zaśmiał się
-Ah, tak jakoś wyszło. Miło pana znowu widzieć.-uśmiechnęłam się
-Skoro Wasz związek jest już na wyższym etapie, mów mi tato.-odpowiedział
Zaśmiałam się, a z samochodu wyleciały dwa małe szkraby - Jaxon i Jazzy. Od taty Justina dostałam bukiet kwiatów, a Justin dostał wino. Usiedliśmy razem do stołu. Podałam kaczkę faszerowaną. Każdy zachwalał sposób jej przyządzenia. To była naprawdę świetna kolacja...Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Poinformowaliśmy rodziców o dacie ślubu, z Jeremym zamieniłam kilka słów na osobności. Chciałam dokladnie poznać mojego przyszłego teścia. O 21 położyłam Trish spać, moja mama położyła Emmeta i Taritę, a Justin uspił pierwszy Jazmyn i Jaxona. Potem wróciliśmy do rodziców, pozostawiając niemowlaki w łóżeczku. Dobrze, że kupiłam to przenośne łóżeczko, to moje rodzeństwo może bezpiecznie spać.
My siedzieliśmy jeszcze do 2 na dole. Tata Justina dowiedział się o tym, co działo się u nas ostatnio, także o naszych perypaetiach ostatnich i o ciąży. Dawno się z nim nie widzieliśmy. Był zadowolony, że zostanie dziadkiem. Potem zaprowadziłam każdego do swojego pokoju, razem z Justinem posprzątałam i poszliśmy też spać...
______________________________________________________
Hej! Rozdział może nie jest wybitnie długi, ale za to niebawem pojawi się kolejny. Może już jutro, zobaczymy o której wrócę z Łodzi. Ostatnimi dniami mam bardzo dużo czasu, co dobija się na częstotliwości dodawania rozdziałów. Mam nadzieję, że Wam się podobaja i trzymajcie jutro za mnie kciuki ;) Liczę na szczere opinie ;)
DOPISKA!
Wiem, przepraszam, ale pochrzaniłamwszystko. Nie wiem, byłam w jakimś innym świecie, pisząc ten rozdział. Nie wiem dlaczego, może wyjazd do Andelsa mnie tak rozkojarzył. W każdym bądź razie przepraszam i obiecuję poprawę.
Super rozdzial!! Kurde! Naprawde mi sie podoba.Ciesze sie ze dodajesz czesciej :P Mam nadzieje ze jutro bedzie nn ^^ Zycze weny. Jeszcze raz mowie ze rozdzial jest naprawde super!!
OdpowiedzUsuńJak słodko :3 Kocham, świetny rozdział nie ma co.
OdpowiedzUsuńHej . :) Sorki jeśli Cię to urazi ale trochę się pogubilam w twoim opowiadaniu.. bo na początku kiedy jeszcze Van pracowała u JB to tam przyjechał jego ojciec z dziećmi i jedli razem obiad. Później jak Van byla w trasie z JB to on przyjechał i sie na nowo poznawali.A teraz jak mieszkają razem to Justin sie bał do niego zadzwonić i jak już przyjechał to przedstawiał mu Van. Troch sie pogubilam. ;)
OdpowiedzUsuńNie no ok, masz rację. Ja się rypłam troszkę, zaraz wprowadzę korektę ;)
Usuńkjfhgfhdjskjdhf jejciu jak ja to kocham to jest tak słodkie,że nie wytrzymam boże Justin jest tak opiekuńczy i troskliwy,że aż mam łzy w oczach no <3 Cudowne jejciu! <3
OdpowiedzUsuńświetny rozdział jejku <3
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie: fanfiction-justinbieber-believe.blogspot.com