Playlist

piątek, 13 września 2013

31. Welcom to the Bahamas

No tak, nie dopisałam Wam, co najważniejszego w moim życiu wydarzyło się jeszcze w ciągu tej dwumiesięcznej nieobecności. Mianowicie to, o czym wspomniałam w ostatnim wpisie. Zastanawiacie się pewnie, jak to możliwe, że byłam w ciąży. No cóż, zrobiliśmy to. Miało to miejsce, w sylwestrową noc. Po wspólnej, upojnej zabawie spędziliśmy razem chwile w pokoju hotelowym, k który odbywała się impreza sylwsetrowa. Niestety zapomnieliśmy o zabezpieczeniu, ale całkiem wyleciało mi to z głowy.Nie miałam typowych objawów, więc nie podejrzewałam ciąży.
Siedziałam przytulona do Biebsa i czułam się z jednej strony winna, że nie pomyślałam o tym iż mogę być w ciąży i to przeze mnie nasze dziecko umarło.Dlaczego ja nie zareagowałam wcześniej, dlaczego byłam taka głupia i nie poszłam do tego pieprzonego ginekologa. Dlaczego?
-Myszko, co się dzieje, jesteś taka blada. Coś nie tak?-zapytał mój ukochany
-Przeze mnie nasze dziecko nie żyje, umarło, nie ma go. I to wszystko moja wina, jaka byłaby ze mnie matka?
-Nie obwiniaj siebie, to nie twoja wina. Wszystko się ułoży i będzimy mieli jeszcze gromadkę dzieci. Narazie masz 18 lat, a ja niebawem 20. Jesteśmy młodzi i w sile wieku, aby stać się odpowiedzialnymi rodzicami.
-Kocham Cię, dzięki Tobie moje życie nabrało sensu.-przutyliłam się do ramion Jussa.
Siedzieliśmy tak sobie, kiedy dzieciaki zaczęły płakać. Zerwałam się na równe nogi i wziełam Taritę, a Justin Emmeta na ręce. Zaczęliśmy ich usypiać, jednak wiedziałam, że czas na popołudniowe karmienie. Z małą na rękach udałam się do kuchni, aby przygotować pokarm. Nie należało to do najłatwiejszych rzeczy, jednak z pomocą mojego chłopaka dałam sobie radę. Nakarmiliśmy niemowlaki, potem czekaliśmy chwilę, aż się przyjeło jedzonko. Naszykowałam niezbędne rzeczy do zmiany pieluszek i chiałam przebrać dzieciaki, jednak Justin powiedział, że on też chce. Rozłożyłam rożek na kanapie i ułożyłam moją siostrę, a obok Juss Emmeta.
-No to najpierw musisz rozpiąć śpioszki i zdjąć brudnego pampersa.-odpowiedziałam
Justin się na mnie spojrzał z przerażeniem w oczach i uśmiechnął.
-Sam chciałeś.-zaśmiałam się
Chłopak wykonał czynność wzorując się na mnie, potem gdy już umyliśmy pupcie maluchom i założyliśmy czyste ubranka usiadliśmy na kanapie i usypialiśmy brzdąców. Po niecałych 10 minutach usnęły. Spojrzałam na zegarek, była godzina 16.
-Justin, musimy się pakować. Jutro wyjeżdżamy.
-Ja już kochanie się spakowałem dzisiaj rano jak od Ciebie wyszedłem, a potem byłem na mieście załatwic ostatnie formalności w sprawie wyjazdu.
-No dobrze, to mi zostało się spakować. Weź Emmeta a ja Taritę, bo nie możemy ich zostawić samych. Po wejściu na górę wzięłam z dziecięcego pokoju kołyski dla maluchów i położyłam ich w mojej sypialni. Wyjęłam dużą walizkę i torbę, do której zaczęłam pakować potrzebne mi na dwutygodniowy wypoczynek rzeczy. Pakowałam kilkanaście bluzek, spodnie od długi przez rybaczki po krótkie.Do tego spakowałam spódniczki, kostiumy kąpielowe, bieliznę, piżamy i wiele wiele innych rzeczy.Nie mogłam oczywiście zapomnieć o kilku eleganckich sukienkach, który mogły sie przydać, a nie musiały, ale jestem takiego zdania, że lepiej nosić niż się prosić. Nim się obejrzałam obie torby były pełniuśkie, że ledwo je zapięłam, ale mój chłopak zgrabnie sobie z tym poradził. Do podręcznej torby wrzuciłam słuchawki, kosmetyczkę, telefon, portfel, perfumy, oczywiście te od Jussa. Zegarek wskazywał godzinę 19:30.
-Kochanie, ja już będę leciał. Widzimy się jutro o 7:30. ;*
-Tak, tak. Pamiętam. Mam nadzieję, że nie zaśpię.-uśmiechnęłam się.
-Nie możesz.-chłopak wessał się niczym pijawka w moje usta. Nie byłam mu dłużna i oddawałam pocałunki,jednak czynność została przerwana przez płaczącego Emmeta.
-Ten to ma wyczucie czasu.-zasmiał sie Justin
Wzięłam z Justinem maluchy na dół, włożył Taritę do wózka, a ja z Emmetem go odprowadziłam do drzwi. Pożegnaliśmy się krótkim kissem i chłopak poszedł,a ja nakarmiłam małego. Właśnie wstała mama.
-Przepraszam, że tak długo spałam, ale musiałam odespać.
-Nic się mamo nie stało. Zajmowanie się dzieciakami to czysta przyjemność.
Nakarmiłam Emmeta i uśpiłam go, po czym poszłam do siebie. Wzięłam relaksujący prysznic i położyłam się na łóżku. Zanim spakowałam laptopa szybko sprawdziłam, co piszą w swiecie showbiznesu. Po wyłączniu sprzętu dostałam wiadomość.

Od Justin:
Słodkich snów kochanie <33 To będą niezapomniane wakacje, bo spędzę je z miłością mojego życia <33 Kocham Cię ;*

Do Justin:
Aww ;* To było słodkie miśku. Ja też mam taką nadzieję ;* Również Cię Kocham <3 Dobranoc :*

Po5 minutach dostałam odpowiedź od mojego chłopaka:

Od Justin:
Dobranoc ;* <3 

Ułożyłam się wygodnie na łóżku, odkładając wcześniej telefon na szafkę i nim się obejrzałam Morfeusz porywał mnie w ciemną krainę snów. Miałam śliczny sen, mianowicie śnił mi się ślub mój i Jussa. Tego dnia byłam uśmiechnięta.

*Oczami Justina*
Po powrocie do domu wykapałem się i szybko położyłem do łóżka, wysyłając mojej ukochanej sms`a na dobranoc. Po czym szybko usnąłem.To będą wakacje, których nigdy nie zapomnę i najlepsze w moim życiu.

*Oczami Valentiny*
Dzisiejsza noc dłużyła się w najlepsze. Co jakiś czas się budziłam, a na zegarku mijały minuty. Wreszcie nadszedł ten czas, kiedy zadzwonił mój budzik. Poprawiłam pościel na łóżku i poszłam do łazienki, aby wziąć prysznic i wykonać poranne czynności. Zajęło mi to godzinkę i byłam gotowa. Zegarek wskazywał 7:00. Podniosłam moja walizkę, jednak nie byłam w stanie jej znieść na dół, więc postanowiłam, że wykorzystam Jussa jak przyjdzie. Zabrłam podręczny bagaż i poszłam na dół zrobić sobie śniadanie. Mama siedziała już w salonie i oglądała telewizję.
-Hej mamo, a co ty już nie śpisz?-zapytałam
-Nie, Emmet dostał ostrej biegunki i będę zaraz jechała z nim do lekarze, tylko czekam na wujka.
-To coś poważnego?-szczerze wystraszyłam się
-Nie kochanie, chwilowa mocna biegunka. Nic mu nie będzie.-odpowiedziała mama
-A kiedy wraca tata?
No tak nie powiedziałam Wam, że mój tata wyjechał zaraz po powrocie bliźniaków do Europy na konferencje firmowe. Miało mu to zająć miesiąc.
-Niebawem ma wrócić, zostały dwie konferencje do końca i będzie w domu.
-To dobrze, chcesz coś do jedzenia? -zapytałam
-Nie, jadłam już.Zrób mi tylko kawę.
Posłusznie wykonałam prośbę rodzicielki i przygotowałam sobie płatki , a jej zrobiłam kawę. Mama przyszła do mnie do kuchni i razem siedziałyśmy przy stole.
-Kochanie, mam nadzieję, że jesteś rozważna i wiesz, co robisz?-powiedziała poważnym głosem rodzicielka.
W tym momencie wróciły do mnie w pamięci wczorajsze wydarzenia, mam na myśli wizyt u ginekologa. Posmutniałam.
-Coś się stało?-przysunęła się do mnie mama
-Mamo, bo ja ci nie powiedziałam jednej bardzo ważnej rzeczy...
-Słucham? Mi możesz wszystko powiedzieć..
-Bo ja byłam w ciąży...ale poroniłam 3 dni temu. Wczoraj jak byłam u ginekologa, to wszystko wyszło na jaw.
-Oj moje słoneczko. Wszystko będzie dobrze. A swoją drogą, mam nadzieję, że jesteście z Justinem rozważni.
-Tak mamo. Dziękuję, że mnie pocieszasz. ;) Kocham Cię. -przytuliłam się mocniej, poczułam matczyne ciepło bijące od niej. W tym czasie zadzwonił dzwonek. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 7:29. Uśmiechnęłam się i pobiegłam otworzyć drzwi. Po drugiej stronie ujrzałam miłość mojego życia wraz z Moshem i Kennym.
-Hej skarbie.-rzuciłam mu się na szyję.
-Cześć księżniczko.-pocałował mnie w czoło i okręcił wokół własnej osi.
-Tęskniłem.- dodał.
-Hahaha, wariat. Misiek, bo nie dałam rady znieść walizek, pomożesz mi?-zapytałam
-Mosh i Kenny po nie pójdą tylko im powiedz gdzie.
-Chłopaki, na górze ostatni pokój po lewo, na drzwich widnieje moje imię, więc traficie ;)
-Okej.
Kenny i Mosh udali się po mój bagaż, a ja z Jussem weszłam do kuchni i chwilę usiedliśmy zanim zeszli chłopcy.
-Justin, Valentina. Ufam Wam.-powiedziała moja mama
-Mamo, nie martw się.-dodałam po raz kolejny dzisiaj
-Proszę się nie martwić. Wszystko bedzie dobrze, ja się zaopiekuję Van.-odpowiedział mój chłopak
-Liczę na Ciebie, Justin.-powiedziała moja rodzicielka
-Obiecuję, że wszystko będzie dobrze.
W tym czasie zeszli z góry Kenny i Mosh.
-Van, czy wyjeżdżasz na rok?-zażartował Kenny .
-Nie, ale lepiej nosić niż się prosić, racja?-dodałam
-No tak, racja.
Ledwo taszcząc tą walizkę doniósł ją do czarnego Land Rovera, po czym wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy na lotnisko. Samolot mieliśmy dopiero o 9:30, jednak trzeba być wcześniej, aby przejść niezbędne kontrole.
-Naareszcie saami!-powiedział Justin i przyssał się do moich ust, nie będąc mu dłużna oddawałam mu pocałunek.
-Ehmm. Jeszcze chwila ludzie i będziecie sami.-powiedział Kenny przez śmiech.
-No doooobra.-oburzył się brunet
Po 20 minutach dojechaliśmy na lotnisko, odebraliśmy nasze bagaże od chłopaków i poszliśmy jeszcze z ochroną do kasy, ponieważ bali się zostawić nas samych. Po odebraniu biletów i gruntownych kontrolach wpuścili nas za barierki, a ochroniarze pojechali. Mieliśmy 30 minut do odlotu. Usiedliśmy na krzesełkach i czekaliśmy cierpliwie.
-Nadal nie wierzę, że jadę tu z tobą. ; D
-Ja też skarbie.-odpowiedziałam
Nagle usłyszeliśmy...Pasażerowie lotu 451 do Freeport proszeni o wsiadanie na pokład samolotu wejściem numer 26. Dziękuję za uwagę. Wzięliśmy nasze bagaże podręczne i ruszyliśmy, aby zająć sobie miejsca. Lot zapowiadał się długi, a mnie łapało zmęczenie, spowodowane bardzo wczesną pobudką. Jak tylko zajęliśmy miejsca, ułożyłam sie wygodnie na ramieniu mojego chłopaka i zasnęłma.

*Oczami Justina*
Van zasnęła jak tylko rozpoczęła się podróż. Przykryłem ją moją bluzą, bo w samolocie włączyli mocny nawiew i bylo odrobinę chłodno. Po godzinie lotu mnie też zaczął łapać sen, schowałem nasze podręczne bagaż do luku pod siedzeniem, zamykając na klucz i również odpłynąłem do krainy Morfeusza.


PROSIMY O ZAPIĘCIE PASÓW, ZA 2 MINUTY ZACZNIEMY PODCHODZIĆ DO LĄDOWANIA!
Usłyszałem komunikat w głośnikach i od razu się przebudziłem. To samo uchyniłem z Valentiną,zapieliśmy pasy i spokojnie wyczekiwaliśmy aż maszyna usiądzie na pasie startowym. Po 10 minutach to nastapiło. Wszyscy na pokładzie zaczęli klaskać brawo i dziękować pilotowi, że podróż minęła bezpiecznie. Czekaliśmy, aż wszyscy wyjda z samolotu, aby lepiej móc odnaleźć naszą ochronę, która została oddelegowana po nas z hotelu. Kiedy opuściliśmy pokład samolotu, zauważyłam dwóch mężczyzn z kartką, na której widniało moje imię i nazwisko. Podeszliśmy do nich, a potem razem z nimi odebraliśmy nasze bagaże i pojechaliśmy do naszego hotelu.

*Oczami Valentiny*
Po opuszczeniu pokładu samolotu i odebraniu bagaży udaliśmy się do hotelu. Po niecalych 15 minutach dojechaliśmy. Justin poszedł odebrać kartę do pokoju, a ja czekałam na niego, pilnując naszych bagaży. Po chwili wrócił do mnie i wjechaliśmy na 7 pętro do pokoju 755. Jak weszłam to szczęka mi opadła.
-Podoba Ci się nasz apartament?-zapytał mój chłopak
-Baa, pytanie ? Ależ oczywiście kochanie. -pocałowałam go w jego pełne, malinowe usta .
Przerwałam nam miłosną sielnakę, rozpakowaliśmy się, co nam zajęło około 40 minut. Wzięliśmy prysznic i byliśmy odświeżeni. Po kąpieli położyliśmy się na łóżku, Justin podszedł do barku i sięgnął szampana.
-Kochanie, na dobre rozpoczęcie urlopu może się napijemy?-zapytał
-Czemu nie?
Chłopak nalał zawartość butelki do kieliszków i usiadł obok mnie, podając mi trunek.
-Za nas kochanie i aby nasza miłość była wieczna, bo nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie przy moim boku.-powiedział Justin
W moich oczach pojawiły się łzy i bez słowa pocałowałam go i szepnęłam tylko krótkie "Dziękuję". Zbliżała się godzina 20, zmęczeni podróżą nie wychodziliśmy już na plażę. Wypiliśmy trunek i kładąc się w swoich ramionach zasnęliśmy...
_________________________________________________
Witam wszystkich <3 Co tam u Was ciekawego? U mnie lipa, choruję, Wysypało mnie półpaśccem, przecież to katorga dwa tygodnie w domu siedzieć. Zwariuję. Przedstawiam Wam rozdział 31! I następny będzie o niebo fajniejszy, ja Wam obiecuję <3 A tym razem idę spać, bo zmęczona już jestem . Paa <3

1 komentarz: