Playlist

piątek, 22 marca 2013

9.Chciałabym mieć taką córkę...


No i kolejny leniwy dzień. Wstałam o 10, przetarłam oczy i wykonałam poranną toaletę. Jeszcze muszę męczyć się tydzień z tymi głupimi kulami. Już mnie strasznie męczę. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie śniadanie, gdy usiadłam przy stole, aby skonsumować rozkminiałam nad tym, co mi się dzisiejszej nocy przyśniło. 
Byłam ubrana w piękną czerwoną suknię, wokół mnie latało mnóstwo ludzi, jedna kobieta mnie malowała, druga czesała. Taki totalny chaos. Kiedy byłam już gotowa zeszłam na dół i tam spotkałam JB, który dał mi mały bukiet czerwonych róż, po czym wziął mnie pod rękę i wyszliśmy. Podjechaliśmy pod jakąs elegancką restaurację. Zanim wysiedliśmy Juju, jak na gentelmana przystało, otworzył mi drzwi i zaprosił do środka. Tam konsumowaliśmy naszą kolację, kiedy nagle wstał poszedł i zniknął gdzieś. Po chwili wrócił z ogromnym bukietem czerwonych róż i zadał mi pytanie, które chciałam uszłyszeć od zawsze.`Valentino, czy zostaniesz moją dziewczyna...?`.
 No dobra, koniec tej pięknej historii, czas wrócić do realiów. Skończyłam posiłek i odłożyłam brudne naczynie do zmywarki. Powędrowałam do salonu i usiadłam na kanapie, włączając telewizor. Nudziło mi się. Wpadłam na ciekawy pomysł. Lubię grać na gitarze i spiewam tez nie najgorzej. Wzięłam się za pisanie piosenki. Pomyśłałam, że powinna być ona o Justinie. Nie wiedziałam tylko o czym. Ale po chwilki dłuższego namysłu postanowiłam, że będzie to podziękowanie za to, że jest i za to, że mogę być Beliebers. Bo jakby wyglądało moje życie, gdybym nie była Belieberką i nie należała do tak wspaniałej rodziny? Pewnie byłoby nudne i takie bezsensowane.Siedziałam i pisałam, szczerze nawet całkiem dobrze mi to wychodziło. Po 4 godzinach owocnego tworzenia wyszło mi to: THANK YOU, JB Zaczęłam śpiewać dobierając muzykę. Gdy moja czynnośc w 100% mnie pochłonęła, nagle poczułam zimna dłoń na rameniu. Szczerze wystraszyłam się i gwałtownie zerwałam. Myślałam, że to jakiś złodziej, albo zboczeniec, ale nic bardziej mylnego. Oczywiście kogo zobaczyłam? Justina. 
-Matko Boska.-powiedziałam oddychając z ulga
-Justin wystarczy, aż taki święty to nie jestem- uśmiechnął się pokazując szereg białych ząbków
-Co ty tu robisz?-zapytałam, bo szczerze wątpiłam, że będzie mnie odwiedzał
-Przyjechałem Cię odwiedzić, ale widzę, że mnie wyganiasz.-posmutniał i chciał wyjść, ale złapałam go za rękę i pokazałam, żeby usiadł na łóżku. Od razu pojawił mu się banan na twarzy. 
-Następnym razem zamykaj drzwi na klucz.
A no fakt, gdy wyszłam rano po gazetę to zapomniałam ich zakluczyć ponownie.
-No dobrze, że ktoś normalny wszedł , a nie jakiś zboczeniec.
-Widzisz ocaliłem Ci życie-wypiał dumnie klatę, a ja zaczęłam się śmiać.
-Dziękuję.-nadal śmiejąc się przytuliłam chłopaka
-A co to była za piosenka? -zapytał JB
-A to takie moje marne wpociny.
Złapałam za kartkę i chciałam ją schować, ale nie udało mi się, bo Justin był szybszy niż ja.
-To jest rewelacyjne. Możesz to zaśpiewać?
-Niee! Nie umiem spiewać.
-Wcale, że nie. Słyszałem!
No i niestety tym swoim niebiańskim uśmiechem wymusił na mnie zagranie i zaśpiewanie mojego utworu. Podeszłam do tego spontanicznie i postanowiłam się nie stresować. Zachowywałam się tak, jakbym miała zaśpiewać to koleżance. Starałam się unikać kontaktu wzrokowego z JB. Patrzył się na mnie i się uśmiechał. Po kilku minutach skończyłam.
-Jejku, to jest rewelacyjne. Sorka, że zapytam , ale to o mnie ?-powiedział pierwszy JB
-A myślisz, że znam innego JB, który ma identyczne cechy jak ty, o który napisałam w tej piosence? No oczywiście, że o Tobie.
Chłopak się uśmiechnął i poszliśmy do ogrodu. Chłopak poszedł pływać do basenu, ale on ma klatę. Normalnie pożerałam go wzrokiem, z chęcią bym się z nim pochlapała, ale nie mogę bo mam opatrunek.
-Wiesz co? Przerwałem trasę na wakację, ale chyba ją wznowię. Bo i tak się tutaj nudzę i już 3 tygodnie minęły wakacji, odpocząłem i chcę już śpiewać z powrotem.
-To tylko twój wybór, ja za miesiąc wracam do szkoły. Wakacje tak szybko mijają, że tego się opisać nie da.
Gadaliśmy jeszcze tak do wieczora, kiedy zrobiło się już chłodno JB ubrał się i pojechał do domu. Ja znowu nie miałam co robić.
*Tydzień później*
No nareszcie ! Dzisiaj ściągają mi już to cholerstwo, bo przecież już palpitacji serca dostaję. Wstałam o 10. Na zabiegowy byłam umówiona na 12, więc spokojnie się przebrałam, wykonałam poranną toaletę i zjadłam spokojnie śniadanie. Po wykonaniu tych czynności pozostało mi 20 minut do autobusu, a więc powoli ubrałam się w bluzę i wolno ruszyłam na przystanek. Gdy sobie wolno szła podjechało białe ferrari. Nie zwróciłam zbytnio uwagi, ale nagle otworzył się okno o zobaczyłam Justina.
-Chodź Cię podrzucę.-powiedział
-Nie serio, dam sobię radę.
-No chodź, nie bądź uparta. -ten nadal ustawał przy swoim
-No nie, naprawdę. Masz pewnie ważniejsze sprawy na głowie, ja sobię poradzę.
W tym momencie JB założył na nos okulary i kaptur, rozjerzał się, czy nie ma wokół żadnego fotografa i wysiadł. Nie wiedziałam, co ten głupek planował, więc patrzyłam się na niego. Ten podszedł to mnie, zaprał mi kulę, wziął mnie na ręce i wsadził mnie na miejsce pasażera. Momentalnie zaczęłam się śmiać.Kule wrzucił na tył i usiadł z kierownica, po czym ruszył. Spojrzałam się na niego z uśmiechem, po czym pokiwałam z dezaprobatą głową.
-Wiesz, że jesteś szalony? Ja bym sobie dała radę, po za tym miałam autobus za 5 minut.
-Nie gadaj tak dużo ;)-powiedział, po czym się usmiechnął
-Oj JB,JB ;)
Jechaliśmy tak i po 15 minutach byliśmy w szpitalu. Powoli wydostałam się z auta, zanim Justin musiał się ogarnać, żeby go nie poznali. I kto tu jest uparty, mówiłam, żeby nie robił sobie kłopotu, ale on swoje. Poszedł ze mną na zabiegowy, gdzie usunęli mi szwy. Wszystko ładnie się zrosło, nałożyli jeszcze jakąś maść i nakleili plaster, aby nie dotarł do tego brud. Założyłam wreszcie buta i bez kuli mogłam śmiało iść. Podziękowałam i wyszłam z gabinetu. Przed nim siedział JB, a zapomniałam napisać, że biedaczyna jak zobaczył, że jadą z tym na żywca zrobił się blady i pielęgniarka go wyprowadziła. Na szczęście nikt go nie rozpoznał. Szliśmy już do samochodu.
*Oczami Justina*
Właśnie wsiadamy do samochodu. Zabiorę ją na jakiś dobry obiad, albo wiem, pojedziemy do mnie i tam zamówię coś z restauracji. Siedzieliśmy, dziewczyna pisała coś w komórcę , a ja kątem oka spoglądałem na nią. Chyba się zakochałem. Znamy się może 3 tygodnie, ale ja od samego początku coś do niej poczułem. Wiem, jestem głupcem. Spojrzałem na Valentinę, a ta się uśmiechnęła.Skręciłem w ulicę prowadzącą do mojego domu.
-Gdzie ty jedziesz? Zawieź mnie do domu.
-No spokojnie, przecież jedziemy, ale do mnie.-powiedziałem
-Ale Justin...
-Nie ma żadnego ale...
Skończyliśmy naszą rozmowę, bo akurat wjeżdżałem na podjazd. Pomogłem dziewczynie wysiąść i poszliśmy do domu. Tam siedziała moja mama, która nie rozmawiała jeszcze z Valentiną.
*Oczami Valentiny*
Weszliśmy do holu. Spotkałam tam Pattie, mamę Justina. Widać z daleka, że miła dziewczyna. Chłopak delikatnie pociągnął mnie za rękę, po czym kazał usiąść na sofie obok siebie. Pattie uśmiechnęła się.
-Dzień dobry, jestem Valentina- podniosła się i podałam dłoń kobiecie
-Wiem, Justin ostatnio o Tobie bardzo dużo mówił.
Spojrzałam na chłopaka, a ten miał na twarzy rumieńce i pokazywał mamie, że ją zabije. Zaczęłam się śmiać. Objełam jego twarz w dłonie i powiedziałam:
-No nawet Justin Bieber bywa speszony? No nie wierze, muszę to uwiecznić na zdjęciu.
Chłopak też się uśmiechnął. Po czym do salonu zszedł Henry.
-Witam młodą damę.-podszedł i się przytulił
-Witaj Henry. Szczerze brakowało mi tej pracy. Od jutra zaczynam.
Justin spojrzał się na mnie znacząco i powiedział:
-Nic nie zaczynasz, masz jeszcze tydzień wolnego.
-Ale Justin...Nie ma mowy. Twoja mama nie może się tak przemęczać, po to mnie tu zatrudniła, zebym zrobiła to sama, a teraz przez moje gapiostwo musi sama robić.
Wszyscy się na mnie popatrzyli, a ja się uśmiechnęłam. W pewnym momencie kobieta wstała i powiedziała:
-Zapraszam na obiad, przyrządziłam kurczaka z ziemniakami.
Justin pociągnał mnie w stronę kuchni i kazał usiąść, po czym sam usiadł i czekał aż mu mama poda.
-Justin!-szturchnęłam go w ramie i podeszłam do mamy Juju, aby jej pomóc. Rozłożyłam talerze i sztućce, po czym nalazłam soku do dzbanka i również postawiłam na stole wraz ze szklankami. Pattie się mi cały czas przyglądała. Ja delikatnie kustykając postawiłam na stole ziemniaki, a za mną kurczaka przyniosła Pattie i usiadła z nami przy stole. Kobieta bezustannie mi się przyglądała, kiedy nagle wypaliła:
-Wiesz co Justin, to serio dziewczyna dla Ciebie. Chciałabym miec taką córkę...
Spojrzałam się z szeroko otwartymi oczami raz na nią , a raz na Justina i nie wiedziałam co mam powiedzieć...Przy okazji zachłysnęłam się jeszcze sokiem, co wywołało u mnie przeraźliwy kaszel...
_____________________________________________
No to jest, przepraszam, że tak późno i przez tydzień nie było rozdziału, ale maaasa nauki, po prostu tyle tego było że szok. Jeszcze jutro musze iśc do szkoły . Ahh, dajcie mi już wakacje. Dziękuje, że czytacie moje opowiadanko ;) Moje marzenia legły w gruzach i nie jadę na koncert JB. Będę płakać, normalnie sie chyba załamę 25.03.2013roku, kiedy nie będę mogła usłyszeć jego głosu. Dobra, nie dołuje się bardzej, bo już pierwsze łzy znowu poleciały ;( Trzymajcie się ciepło. Baaju <3 

3 komentarze:

  1. Przykro mi... ale nie martw się na pewno przyjedzie jeszcze do Polski :-) a ten rozdział super tak ja ten cały blog !!! Mam nadzieję że dodasz szybko następny :********

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie martw się , jak wiesz ja też nie jadę : ( ! Damy radę , Jus jeszcze kiedyś do nas napewno przyjedzie <3. Rozdział świetny , czekan już na NN :* !

    OdpowiedzUsuń
  3. jak zwykle świetny rozdział ;) nie mogę się doczekać NN :D trzymaj się jakoś kochana :* popiszemy później to poprawię Ci humorek :D bynajmniej się postaram ;* rozdział zajebisty.

    OdpowiedzUsuń